Oficjalnie oznajmiam – kawa pobudza! Hah też mi nowość, prawda? Dotychczas moje przygody z kawą były sporadyczne. Kilka razy zdarzyło mi się, idąc na 7 rano na zajęcia, wypić kubek, ale nigdy nie czułam zadowalających efektów. Wciąż byłam senna, a jedyne co odczuwałam to silny dyskomfort spowodowany nieprzyjemnym posmakiem w ustach. Doszło do tego, że koleżanki kupowały w bufecie kawę, a ja jakiegoś energetyka, po którym chodziłam, jak nakręcona do końca dnia. Dzisiaj jednak siadając do nauki nie zaopatrzyłam się w żaden napój, więc jedynym rozwiązaniem była próba pobudzenia się kawą. Zaczęłam wcześnie rano od jednego sporego kubka czarnej. Pochłonęłam go dość szybko i siadłam do notatek. Zadziwiająca była jasność umysłu i szybkość przyswajania materiału. Po kilku godzinach, zadowolona z efektów, ale lekko zmęczona postanowiłam wypić kolejną. I to był mój błąd. Po 9 godzinach nieustannej nauki mój organizm najzwyczajniej w świecie się zbuntował. Nieprzyzwyczajony do tak dużych dawek kofeiny odmówił posłuszeństwa. Ręce trzęsą mi się do tej pory. Oczy szeroko otwarte. Uczucie niepokoju, no i oczywiście nie mogę zasnąć. A co gorsza nie potrafię się już teraz na niczym skupić. Mylę litery, wciąż muszę kasować, zmieniać, poprawiać i sprawdzać, żeby to co piszę, miało choćby najmniejszy sens. Zadziwiające jest, jak kofeina potrafi wpłynąć na człowieka. Nigdy się tak jeszcze nie czułam. Zaczynam rozumieć kolegę, który przyzwyczajony do picia dużej ilości kawy, nie jest w stanie bez niej zacząć dnia.